„Wielkie słońce – muki ślące” zajaśniało w lipcu tego roku nad Dworkiem Jurajskim w Domaniewicach na Wyżynie krakowsko-częstochowskiej. Jego promieniami cieszyło się czterdziestu czterech chłopców korzystających z duszpasterstwa Bractwa kapłańskiego św. Piusa X. Przyjechali oni na 10-dniowy obóz wakacyjny. Przywitał ich na początku uśmiech brata Maksymiliana, księdza Dawida Wierzyckiego oraz bardzo sympatycznych wychowawców. By nie zwlekać, poszliśmy od razu na boisko grać w piłkę nożną – wszystkim wiadomo, że na murawie chłopcy czują się najlepiej. Następnie, po meczu otwierającym obóz, każdy z nich został przydzielony do jednej z czterech drużyn, tj. do Zielonych, Czerwonych, Niebieskich lub Żółtych. Odtąd chłopcy byli zobowiązani nosić charakterystyczną dla swej drużyny chustę, słuchać kapitana i ze wszystkich sił walczyć o dobro grupy. By jednak zrozumieć, po co to wszystko, wysłuchaliśmy prezentacji brata Maksymiliana; powiedział on, że przyjechaliśmy na ten obóz katolicki po to, aby się uświęcić. Wskazał nam cel i podał środki do niego: Msza święta, modlitwa i ubieganie się o cnoty.
Chłopcy zdali sobie sprawę z powagi sytuacji – jeśli chcę pójść do Nieba, muszę się uświęcić, muszę te 10-dni na obozie wykorzystać jak najlepiej. Dlatego codziennie uczestniczyli w porannej Mszy świętej – bezkrwawym odnowieniu Ofiary naszego Pana Jezusa Chrystusa na Krzyżu, odmawiali pięć dziesiątek różańca, oddając cześć swej ukochanej Matce w Niebie i słuchali katechez o siedmiu darach Ducha Świętego. Wielu z nich być może było zaskoczonych, jak to pięknie jest być blisko Pana Boga, wśród kolegów, którzy razem ze mną modlą się i poznają katechizm pod opieką osób duchownych, które całe swoje życie poświęciły Chrystusowi.
Poza ćwiczeniem się w pobożności, chłopcy ze wszystkich czterech drużyn mieli codziennie szansę rozwinąć się i na innych płaszczyznach – bawili się w ciekawe gry terenowe: Monte Cassino, Templariusze i niewierni, Dwie flagi, Bunkersi itd. Wielu chłopców poznało na obozie grę w palanta, inni nauczyli się strzelać z łuku, wiatrówki lub innych rodzajów broni. Poziom podekscytowania prawie nigdy nie spadał, chodziło przecież o zdobycie jak największej liczby punktów dla swej drużyny! Każdego wieczoru ks. dk. Antoni podawał rezultaty tych rozgrywek – która drużyna prowadzi, która jest tuż za nią, a która na trzecim miejscu itd. Starano się więc o dobro drużyny na każdym polu: w czystości łóżek i pokoi, w punktualności na zbiórkach, w uważnym uczestniczeniu w katechezach, w przygotowaniu przedstawień teatralnych…
Goszcząc na Jurze krakowsko-częstochowskiej, w pobliżu tak wielu średniowiecznych zamków i tajemniczych jaskiń nie sposób było pozostawać całe 10 dni tylko na terenie ośrodka lub okolicznego lasu. Trzykrotnie udaliśmy się zatem na całodniowe wycieczki. Podczas pierwszej zwiedziliśmy ruiny zamków w Rabsztynie i Bydlinie, bazylikę św. Andrzeja i podziemia w Olkuszu. Byliśmy też na pustyni błędowskiej. Na drugiej wycieczce pojechaliśmy do ojcowskiego parku narodowego, rozpoczynając zwiedzanie od pięknego zamku w Pieskowej Skale. Ciekawe czy chłopcy pamiętają, dokąd poszliśmy potem? Oczywiście pod Maczugę Herkulesa! Następnie, wiele kilometrów dalej, po wyjściu z autokaru, napadła nas burza z… potężnym gradem wielkości kurzych jajek! Dzięki Bogu schroniliśmy się pod wiatą i nic nam się nie stało. Gdy burza przeszła, ruszyliśmy żwawo do Jaskini Nietoperzowej. Po jej zwiedzeniu udaliśmy się na spacer do Bramy Krakowskiej, znajdującej się na terenie Ojcowskiego Parku Narodowego.
Podczas trzeciej wycieczki nogi poniosły nas na Górę Zborów, a następnie do Jaskini Głębokiej w Podlesicach. Przez cały rok, czy to zima czy lato, panuje w niej stała temperatura – 7 stopni Celsjusza. Potem pojechaliśmy do zamku w Bobolicach, przeszliśmy też błoniami do Jaskini Stajnia, nieopodal ruin zamku w Mirowie.
Przedostatni dzień obozu był jednak najciekawszy, bo decydował o tym, która z rywalizujących ze sobą na obozie drużyn zajmie pierwsze miejsce. Po obiedzie odbyła się gra terenowa, wymagająca zarówno fizycznej krzepy, jak i wiedzy zdobytej podczas wieczornych prezentacji multimedialnych, kazań, jak i katechez. Po powrocie z lasu, zaczęto się zbierać w piwnicy ośrodka na przedstawienia teatralne. Chłopcy grali np. „Kota w butach” według Jana Brzechwy. Teatr był ostatnią z konkurencji na obozie. Można było przejść zatem do ogłoszenia wyników. Wygrali czerwoni. Wielce szczęśliwi mogli jako pierwsi otrzymać nagrody. Na koniec rozpalono ognisko, a serca chłopców pokrzepiał śpiew patriotycznych pieśni przy grze akordeonu.
Dziesięć dni – to było w sumie dziewięć Mszy świętych, przynajmniej czterdzieści pięć dziesiątek różańca, wiele aktów strzelistych, dobra zabawa i praca nad własnym charakterem. To nie poszło na marne! Wiedza i doświadczenie, które chłopcy zdobyli podczas obozu z pewnością zaowocują w ich dalszym życiu, a nawet, jeśli komuś przyszłoby się kiedyś pogubić, niech pamięta słowa ks. Dawida z ostatniego kazania: czcij Matkę Bożą i codziennie odmawiaj choć jedno Ave Maria oddając się pod Jej opiekę, aby doprowadziła Cię do wiecznej szczęśliwości, bo przecież celem tego obozu było nasze uświęcenie i zbawienie. Bądź rycerzem Jezusa i Maryi! Tomasz Kijowski