Od 6 lat obóz wędrowny organizowany przez Bractwo św. Piusa X cieszy się rosnącą frekwencją. W tym roku po raz kolejny przyciągnął pokaźną grupę dziewcząt, żądnych przygód wakacyjnych. Pod opieką ks. Łukasza Szydłowskiego FSSPX oraz grona troskliwych opiekunek miały okazję odkryć piękno Bieszczadów. Aż 36 młodych uczestniczek przyjechało z różnych stron Polski, aby ostatni tydzień sierpnia spędzić ambitnie i przygodowo – na górskich szlakach i w przygodnych schroniskach.

Obóz rozpoczął się w niedzielne popołudnie (22.08.) Mszą Świętą w Lutowiskach – dzięki życzliwości miejscowego proboszcza – w parafialnym kościele. Niedziela Msza św. nie była jednak wyjątkiem, bo w ten sposób rozpoczynał się każdy z pozostałych sześciu dni. Oprócz tego w trakcie dnia odmawiano wspólnie różaniec, a praktyk pobożnych dopełniały nauki ks. Łukasza. Pozwalały zrozumieć temat miłości: czym właściwie jest, jakie są jej przyczyny i skutki. Dzięki temu można było się dowiedzieć, dlaczego właśnie dobro jest źródłem prawdziwej miłości oraz że tylko ona daje zjednoczenie z Bogiem. Poza tym każda z dziewcząt miała również okazję do przekazania w sposób anonimowy pytań, na które ksiądz odpowiadał po każdym wykładzie. 

Pierwszy wieczór miał tradycyjnie charakter integracyjny: każda z dziewcząt powiedziała parę słów o sobie, aby dać się lepiej poznać innym. Sprzyjała temu również umowa o niekorzystaniu z telefonów i Internetu. Już pierwszy pełny dzień był wyzwaniem: dziewczęta ruszyły pogoń za górskimi atrakcjami, obarczone ciężkimi plecakami. Znana z kaprysów pogoda bieszczadzka nie rozpieszczała uczestniczek. Bywały co prawda chwile, że niebo rozjaśniało się i pojawiało się słońce, po to jednak, aby następnie zasnuć się gęstymi chmurami deszczowymi.

Deszczowa pogoda nie była jednak w stanie popsuć dobrego humoru i zapału dziewcząt. Z resztą nie brakowało również radosnych niespodzianek, takich jak w bacówce pod Małą Rawką, gdzie można było spróbować specjalności tego schroniska – naleśników z jagodami. I tak zdobyte zostały m.in.: Połonina Caryńska, później Mała, a także Wielka Rawka. Ponadto w ostatni dzień obozu niektóre z nich zdobyły najwyższy szczyt Bieszczadów – Tarnicę – o wysokości 1346 m n. p. m.  

W ten sposób dziewczęta spędziły ostatnie dni wakacji. Zmęczone, ale zadowolone wróciły do rodzin, aby podzielić się niezapomnianymi wspomnieniami z wędrówek po pięknie zalesionych, polskich Bieszczadach. 

Marysia zwana Zosią

Galeria zdjęć: